Planszowa księgowa

16 października 2025 19:24

Podsumowanie rocznej przygody z nauką na doradcę podatkowego, czyli katharsis Planszowej księgowej

#doradca_podatkowy #egzamin

Po udanym podejściu do egzaminu pisemnego w październiku 2024 roku postanowiłam podejść pierwszy raz do egzaminu ustnego w lutym 2025 roku. Grudzień wydawał się bardzo mało realny, nie chciałam robić wszystkiego w pośpiechu. Luty i tak wydawał się bardzo blisko, ale spróbowałam. Pomimo tego, że czytałam jak wyglądają egzaminy ustne, wypytywałam też kolegów, którzy zdali o wrażenia, szczegóły, strategie, a i tak to, co zastałam na miejscu przed salą i w sali przerosło moje oczekiwania. Nie będę tutaj pisać rozprawki na 10 stron na temat zalet i wad formuły egzaminacyjnej, ponieważ już niedługo przejdzie do historii. Jedyne, na co chciałabym zwrócić uwagę to to, jak skrajne emocje wywołuje ten egzamin i w mojej opinii – tak nie powinno być. Jak to jest, że jedna osoba siedzi w sali egzaminacyjnej ponad godzinę i zdaje, a inna osoba jest w sali 15 min i również zdaje i na odwrót. Raz zdający mówią, że podaje się podstawę prawną, inni, że nie trzeba. Raz, że trzeba mówić konkretnie, a raz, że dużo. Raz ktoś pisze, że wystarczy 2 tygodnie nauki i można zdać za pierwszym podejściem, a raz, że mimo praktyki ponad dwudziestoletniej nie można tego doświadczenia przekuć w sukces. Wiadomo, podstawa to bardzo dobrze opanować materiał całościowo, czyli jeśli jest kilka pytań w jednym obszarze, najlepiej przerabiać je razem, kompleksowo, dla pełnego obrazu i zrozumienia zagadnienia. Jeszcze jedna rzecz jaka się pojawia w ocenach na chłodno, to że należy mówić pewnie. Natomiast jak należy tę uwagę rozumieć – że jeśli robi się przystanki na odpowiedni dobór słów, to komisja uznaje to za nieprzygotowanie i obniża uznaniowo punkty? Kupować kursy, czy tylko materiały? Czy może jednak uczyć się samemu i przygotowywać materiały w oparciu o swoje wyczucie? Pozostawiam Was tutaj z brakiem odpowiedzi na te pytania. Ja nie wiem, jak zdać ten egzamin :)

Mogę Wam jednak opowiedzieć o tym, czego mnie te podejścia nauczyły.

Trochę statystyki

W sumie przystąpiłam do egzaminu ustnego pięć razy i niestety, żadna próba nie była szczęśliwa. Moje wyniki w kolejności to: 32,33,38,36,35. W moim odczuciu ostatnie podejście było moim najlepszym, ale nie widać tego po zdobytych punktach ;) Do szczęśliwego wyniku najmniej brakowało za trzecim razem (4 punkty szczęścia), kiedy wyszłam z sali bardzo zdezorientowana. Wcale nie uważam też, że między trzecim a ostatnim piątym podejściem przybyło mi bardzo dużo wiedzy. Raczej układałam sobie przez ten czas cały materiał, dokręcałam swoje wypowiedzi, ćwiczyłam sprawne wykorzystanie tych 15 minut, które ma się na przygotowanie. Na pewno te kilka ostatnich miesięcy intensywnych powtórek dały mi pewność siebie w najważniejszych działach egzaminacyjnych i ta wiedza ze mną zostaje. W ciągu całego cyklu wykorzystałam parę razy urlop szkoleniowy, nigdy nie więcej niż 2 tygodnie. Uważam, że to było wystarczające, natomiast rzeczywiście, przy dwóch podejściach miałam tylko 2 dni wolnego na dojazd do Warszawy i egzamin, co z perspektywy muszę ocenić jako niewystarczające. Polecałabym przynajmniej 5 dni, zakładając, że w weekendy jednak się trochę luzujecie i przeznaczacie czas na aktywność fizyczną i dobre wysypianie. Z życia wycięłam całkowicie siłownię, co muszę przyznać, że było błędem. Nie udało mi się tak poukładać dni, żeby zmieścić jakiekolwiek ćwiczenia czy dłuższe spacery. Teraz z przyjemnością będę to nadrabiać. Już wróciłam na siłownię :)

Co wyciągnęłam z poszczególnych podejść – wersja humorystyczna

Nie byłabym sobą, gdybym trochę nie pożartowała zarówno ze swoich podejść, jak i z wiedzy, którą nabyłam. Zrobię to jednak w punktach, zupełnie polegając na tym, co przyszło mi do głowy w drodze powrotnej do Poznania: - Ustawa o podatku akcyzowym ma znacznie więcej stron i jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać, muszę przyznać, że nie doceniłam przeciwnika :) - preferuję Ustawę o grach hazardowych od Ustawy o podatku od wydobycia niektórych kopalin – jakoś więcej między nami było chemii i emocji :) - przepraszam najmocniej za moje zbyt surowe słowa względem Ordynacji podatkowej – im więcej ją czytałam, tym lepiej rozumiałam i uważam, że wcale nie nadaje się do kosza :) - koncentracja na egzaminie – potrafiłam się bardziej skoncentrować ucząc się w bloku przy burzeniu ściany działowej, niż na sali egzaminacyjnej, gdzie wcale nie panowała cisza, podczas 15 minut przygotowania swojej wypowiedzi, często otwierały się i zamykały drzwi, prawie od przeciągów się przeziębiłam, dobrze, że miałam zawsze ze sobą żakiet :) - gdy mój organizm mi mówił „dziś więcej już nie pomieścisz, zrób przerwę” to pokornie słuchałam i na drugi dzień rzeczywiście mieściło się więcej rzeczy :) - tak zwany „multitasking” lub wielowątkowość, czy też podzielność uwagi – na egzaminie to kluczowe, trzeba od akcyzy przeskoczyć na podatek od środków transportu, aby potem przejść do ustawy o egzekucji w administracji, potem do ustawy o doradztwie podatkowym i skończyć na prawie międzynarodowym – nie zdarzyło mi się w pracy zawodowej w tak krótkim czasie przerobić kilku podatków i wyrecytować jeszcze odpowiednie artykuły z ustaw, nawet jeśli jestem czegoś bardzo pewna to i tak to sprawdzam w przepisach – jak zaczynamy odfruwać to może nas ta pewność siebie zgubić i rzeczywiście wprowadzimy kogoś w błąd, natomiast w warunkach egzaminacyjnych tak należy właśnie postępować, trochę mechanicznie, trochę recytować z pamięci, przełączać się między zupełnie skrajnymi gałęziami prawa i jak się czegoś nie wie, co nie dawać tego po sobie poznać :) - są pytania, na które wystarczy odpowiedzieć „tak” lub „nie” i dostaje się maksymalną liczbę punktów :) - moje ulubione pytanie: Warunki, jakie musi spełniać kasa rejestrująca, aby mogła być uznana za urządzenie służące do prowadzenia ewidencji obrotu i kwot podatku należnego – co do zasady, nie wiem, czy ktoś kiedyś dostał za to pytanie maksymalną liczbę punktów, jeśli ktoś wymienił wszystkie punkty, to brawo, mój mózg nie potrafił strawić wszystkich punktów, odmówił współpracy, ale negocjowałam z nim dzielnie i do końca :) - co do pytania: Planowanie podatkowe w obszarze podatku od towarów i usług w jednostkach samorządu terytorialnego dowiedziałam się, że sądy najwyższe też mają kłopoty z tym zagadnieniem, nie zmienia to faktu, że kandydaci muszą się na tym znać :) - nikt za Ciebie nie przygotuje najlepszych dla Ciebie materiałów – niestety, jak w każdej innej dziedzinie życia, najlepiej polegać tylko na sobie, a i siebie też należy sprawdzać :) - ważne jest jak mówicie, niekoniecznie co mówicie :) - mój portfel przestaje krwawić, koniec z wydawaniem 900 zł co dwa miesiące :) - moje lanie wody jest gorsze niż Twoje lanie wody ;)

Co wyciągnęłam z poszczególnych podejść – wersja na poważnie

A tak już zupełnie serio, to jeszcze raz podkreślam, że ten rok nabił mi do głowy wiele przepisów, o których nawet nie wiedziałam, a już zdarzyło mi się, że ta wiedza mi się przydała w pracy. Poznałam też ciekawe osoby, z którymi do dziś mam kontakt. Atmosfera, która unosi się przed salą egzaminacyjną jest niezwykle elektryzująca. Każdy każdemu kibicuje i pociesza, jak nie wyszło. Nie doświadczyłam niestety ani razu przez te 5 podejść takiego momentu, kiedy ktoś przede mną wyszedł z sali i zdał – słyszałam, że to dodaje jeszcze bardziej skrzydeł. Akurat w moim przypadku jeśli takie osoby się zdarzały, to w innych salach lub po mnie i to w bardzo małej liczbie :)

Nauczyłam się też jednej rzeczy – nie wyciągać pochopnych wniosków z podejść innych ludzi. Nie będę też zadawać nikomu więcej pytań, dlaczego mu się nie powiodło, dlaczego nie zdał. Nasze indywidualne podejścia to kombinacja wszystkiego, co w nie włożyliśmy: poświęcenie czasu, spokojnego snu, zdrowia, hobby, pasji, innych aktywności. Słyszałam takie opinie, że już nie mówi się rodzinie czy w pracy, że się podchodzi któryś raz, bo ludzie patrzą bez zrozumienia i współczucia. Zaczynamy ukrywać przed innymi to, że się uczymy, bo nie chcemy słuchać ich "mądrych" rad, a o sobie myślimy coraz gorzej. Szczególnie, jak na egzaminie osoby, które nas oceniają również takie podejście stosują. „Jeszcze trochę”, „tutaj za mało”, „tutaj nie na temat”, „tutaj słabo”, „uzyskała pani tyle punktów, zapraszamy ponownie”, "no tutaj przepis jest zdecydowanie bardziej szczegółowy" – musicie przyznać, że z tych krótkich zdań nie jesteście w stanie wyczytać nic na przyszłość. Błądzicie po omacku i myślicie, że z Wami jest coś nie tak. Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście za słabi. Jeśli Wy czujecie się ze sobą dobrze, możecie spojrzeć spokojnie w lustro, wiecie, ile Was wszystko kosztowało, to niech Was byle przytyki nie zrażają.

Nie czujcie się w obowiązku odpowiadać na wszystkie te szczegółowe pytania od „widzów”. Jeśli chcecie się wygadać – pewnie, jeśli nie macie ochoty – nie musicie się nikomu tłumaczyć. Tak czysto intuicyjnie – czy chcemy specjalnie popełniać błędy, nie zdawać egzaminów, źle się prezentować przed publicznością? Oczywiście, że nie. Chcemy wypadać jak najlepiej, pokazywać swoje zalety, eksponować je. Czasem po prostu coś nie wyjdzie po myśli albo wyjdzie później, kiedy już wrzucamy na luz i się tak nie stresujemy. Jasne, na materiały i egzamin poszło mnóstwo pieniędzy - dodam, że nie starałam się o żadne dofinansowanie, wszystko finansowałam sama. Taka moja natura, dopóki czegoś nie doprowadzę do końca, to nie sięgam po kasę. Niektórzy mnie pytają, czy mi nie szkoda było podchodzić tyle razy. Nie było mi szkoda. Każde moje podejście było inne, inne wnioski wyciągałam z każdego podejścia. Z dwóch pierwszych, że potrzebuję jeszcze przysiąść nad materiałem, za dużo mówię wokół tematu i muszę poćwiczyć przełączanie się między wątkami plus nastawić się na nieprzychylną atmosferę w sali egzaminacyjnej. Z trzeciego podejścia wyciągnęłam taki wniosek, że powinnam lepiej ogarniać jeszcze schematy podatkowe i że pokręciłam jedno pytanie z VAT (tak, tylko tyle się dowiedziałam, niczego o pozostałych pytaniach się nie dowiedziałam, widziałam też, że komisja była podzielona). Z czwartego podejścia, że zostało jeszcze jedno, więc warto porządnie usiąść do powtórek, ale już nie miałam na to dużo sił. Z piątego, że muszę zrobić przerwę od zdawania, bo naprawdę wyczerpałam już wszystkie środki, które miałam dostępne. Uważam, że stało się to w idealnym dla mnie momencie, potrzebuję porobić coś tylko dla siebie, podreperować zdrowie i pozwolić sobie na spokojny sen, zająć się sprawami rodzinnymi, zorganizować spotkania z przyjaciółmi. Z ciekawostek, pomalowałam ostatnio ramę od drzwi, bo już prawie rok czekała cierpliwie na moją uwagę :)

Na koniec wspomnę również o Rodzince, która mnie nieustannie wspierała, ba, mój Mąż stworzył dla mnie generator zestawów egzaminacyjnych z odliczaniem czasu na przygotowanie wypowiedzi. Nikt takiego narzędzia nie ma, a ja mam i głośno chwalę twórcę! Gdyby nie ich dobre słowo i wyrozumiałość, już dawno odwiesiłabym wrotki i zamknęła definitywnie ten rozdział. Ale teraz moja kolej się Nimi zająć, odwdzięczyć za te długie godziny milczenia, spóźnione obiady i zakupy. Wszystko wraca na swoje normalne tory :)

Pokora, spokój, zrozumienie – plany na przyszłość

Jest jeszcze wiele przeróżnych kursów, warsztatów, szkoleń, w których mogę brać udział i rozwijać się zawodowo. Niezdanie egzaminu nie zamyka mi drogi w zawodzie księgowego, byłoby po prostu miło, gdyby się udało uzyskać jeszcze jeden tytuł, jakże prestiżowy. Nie było to nigdy moim celem numer jeden w karierze w obszarze finansów i rachunkowości. Myślę, że najbardziej optymalnie byłoby teraz przystąpienie po przerwie na ochłonięcie do kursu na dyplomowanego księgowego. Nic mnie nie goni, nie mam na sobie żadnej presji. Chociaż emocje, które towarzyszyły mi od podejścia numer trzy można określić jako sportowa złość, niesprawiedliwość, rozczarowanie, załamanie to obok nich pojawiały się zawsze determinacja, pokora, zrozumienie, wdzięczność, dociekliwość, upór. Trzeba sobie na te emocje i myśli pozwolić. Po każdej porażce jest nam źle ze sobą, ale to nie powinno nas definiować. Mamy wychodzić z niepowodzeń silniejsi. Głupia maksyma „co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” potrafi nas przeprowadzić przez najgorsze momenty. Banał, który powtarzamy jak mantra otwiera nam oczy na rzeczy, których nie widzimy w emocjach. Potem się uspokajamy, myślimy, planujemy, co dalej. Nie ma sensu również za bardzo rozdrapywać ran, rozważać, co by było, gdyby. Nie zmienimy przeszłości, nie cofniemy czasu. Niech już te niepowodzenia nie ciągną nas w dół i nie trzymają w pułapce. Idziemy dalej dojrzalsi, silniejsi, mądrzejsi, ale cały czas gotowi na nowe rzeczy, zarówno te które będą negatywne, jak i pozytywne. I taki jest mój plan, napisanie tego artykułu jest swoistym końcem tej przygody egzaminacyjnej w tym cyklu. W tej chwili nie rozważam powrotu do nauki, w tej chwili potrzebuję odpoczynku, chciałabym nadrobić zaległości książkowe, filmowe, planszówkowe.

I mam wielką nadzieję, że wrócę do pisania! Czuję w sobie duży ładunek pozytywnej energii, chciałabym się nim dzielić w kolejnych artykułach :)

Wasza Planszowa księgowa

Ps. Prawie za każdym razem, jak wracałam z Warszawy pozwoliłam sobie zakupić jakieś inspirujące książki. Niby niewielka sprawa, ale bardzo mi to poprawiało nastrój. Jest jedna książka, która szczególnie trafiła do mojego serca – Co ważne, Susan Sontag. Nawet nie potrafię w jednym zdaniu opisać, jak bardzo ta książka mnie poruszyła. Myślę, że trafiła do mnie w dobrym momencie, będę do niej na pewno wracać :)

Ps2. Dziś mija rok od szczęśliwie zdanego egzaminu pisemnego. Będę ten dzień miło wspominać, ale nie będę obchodzić rocznicy :)

Dodatkowa uwaga: przy artykule w żaden sposób nie pomagała sztuczna inteligencja. Wszystko, co zostało tutaj napisane to moje nieokrzesane myśli, niekiedy wnioski na gorąco, niekiedy chłodne przemyślenia.

Powrót